W tym artykule chciałem się z Tobą podzielić kolejnymi ciekawymi przemyśleniami, dotyczącymi psychologicznych blokad motywacji.
Temat motywacji ciekawi mnie od dawna i co jakiś czas, zarówno w pracy ze sobą jak i z moimi klientami podczas sesji coachingowych, odkrywam pewne wzorce myślenia, które sprawiają, że ludziom trudno jest podjąć działania albo utrzymać ich systematyczność. Dużo nowych odkryć pojawia mi się dzięki Nonviolent Communication – dlatego gorąco polecam tę praktykę poszerzania świadomości.
Tym razem chciałem opisać sytuację, w której ktoś ma zryw i zaczyna dużo pracować (czasami nawet zbyt dużo), a następnie dochodzi do wypalenia i spadku motywacji. Potem przez jakiś czas taka osoba staje się pasywna. Po jakimś czasie „nic nie robienia” pojawia się lęk i frustracja, która przeobraża się w kolejny zryw, a potem znowu wypalenie i pasywność. I tak cykl za cyklem się powtarza. W konsekwencji braku systematyczności w działaniu trudno jest osiągać cele długoterminowe, bo czasami dosłownie, ciągle trzeba zaczynać wszystko od początku.
Mam hipotezę, że korzeniem tego zachowania (lub jedną przyczyn) może być sposób w jaki nauczyliśmy się w dzieciństwie motywować. A tym sposobem jest lęk.
Kiedy rodzice motywowali nas do określonych działań głównie poprzez straszenie różnymi konsekwencjami, to mogliśmy wykształcić w sobie właśnie taki system motywacyjny – straszenie siebie. Przypomnij sobie czy w relacjach z rodzicami było dużo lęku? Co do Ciebie mówili, by zmotywować Cię do działania?
A teraz zastanów się dlaczego dzisiaj jako dorosły chcesz osiągnąć określone cele? Co czujesz kiedy o nich myślisz? Sprawdź ile z tego co robisz, robisz po to, by kogoś nie zawieść, nie zranić, by się nie ośmieszyć, by nie „przegrać życia”, by ktoś nie mógł się do Ciebie przyczepić i zarzucić Ci czegoś? Jak dużo lęku towarzyszy Ci obecnie w życiu? (Albo gniewu, bo lęk może być nim przykrywany.)
A ile z tego co robisz jest po to, by wzbogacać życie innych ludzi, by dzielić się radością, by inspirować i pomagać innym?
Nie mówię, że lęk jest zły. Kiedy ktoś zajeżdża Ci nieoczekiwanie drogę samochodem to dobry unik wywołany lękiem może uratować Ci życie. Lęk może też chronić Cię przed zapuszczaniem się samemu wieczorem w niebezpieczne dzielnice czy wybić z głowy chodzenie bez zabezpieczenia po gzymsach wysokich budynków.
Jednak w mojej opinii w wielu sytuacjach jest on nieadekwatny. A dodatkowe zamartwianie się niezależnymi od nas wydarzeniami przed niczym Cię nie uchroni, a może nawet pogorszyć sytuację. Trudno jest permanentnie motywować się lękiem, bo to strasznie męczące. Dlatego będziemy często potrzebować odpocząć od lęku uciekając np. w używki, telewizję, gry czy Internet.
Jak w takim razie pracować nad zmianą swojego systemu motywacyjnego? Czasami może być konieczny proces terapeutyczny natomiast na początek może spróbować kilka moich pomysłów.
Po pierwsze – odnosząc się do filozoficznych założeń Nonviolent Communication, że „każda strategia, jaką wybieramy służy zaspokajaniu potrzeb” oraz „każda potrzeba może być zaspokojona na wiele różnych sposobów” – warto zbadać różne sfery swojego życia właśnie pod tym kątem.
To ważna zmiana paradygmatu myślenia, bo niektórzy mogą np. utożsamiać związek z potrzebą, a związek tak naprawdę nie jest potrzebą tylko strategią, która zaspokaja wiele potrzeb. Jako że źródłem naszych uczuć są nasze potrzeby, to ludzie, którzy mylą potrzeby ze strategiami mogą odczuwać dużo lęku, bo przywiązują się do swoich strategii zamiast poszukać lepszych strategii na zaspokajanie swoich potrzeb. Ktoś może np. panicznie bać się zawieźć swojego partnera i rozpadu związku. Warto wtedy zbudować kontakt ze sobą za pomocą NVC i sprawdzić jakie potrzeby zaspokajamy poprzez ten związek. Mogą to być np.
- potrzeba bezpieczeństwa, bo partner zarabia pieniądze i dokłada się do opłat za mieszkanie,
- potrzeba bliskości i kontaktu;
- potrzeba wygody, bo partner wspiera sprzątaniu, zarabianiu, gotowaniu itp.
- potrzeba zaspokojenia seksualnego;
- potrzeba miłości;
- potrzeba szacunku i uznania;
- potrzeba sensu;
Wtedy warto zadać sobie pytanie w jaki sposób inaczej można, by zaspokoić te potrzeby.
Możliwe, że po rozpadzie związku będziesz miał/a gdzie zamieszkać(np. u rodziny, znajomych, coś wynająć itp.), Otrzymać wsparcie finansowe. Znaleźć lepiej płatną pracę, która pozwoli Ci się utrzymać(teraz jest rynek pracownika). A być może po jakimś czasie znajdziesz nowego partnera/partnerkę, z którym/ą będziesz się dzielić kosztami utrzymania. Możliwe, że po rozpadzie związku szybko znajdziesz sobie osobę, z którą będziesz mógł/a zaspokoić swoją potrzebę seksualną, nie wchodząc nawet z tą osobą w związek. Być może, potrzebę bliskości, kontaktu i miłości zaspokoisz na początku ze swoimi bliskimi, rodziną lub przyjaciółmi zanim nie stworzysz nowego związku. A wsparcie w pracy ze swoim uznaniem, szacunkiem, akceptacją siebie i przejściem przez proces żałoby po rozpadzie związku znajdziesz u terapeuty. Masz wiele alternatyw i opcji na zaspokajanie potrzeb. Dla wielu osób może to być wielki odkrycie, że związek oparty jest na lęku, a nie na czystej chęci bycia z kimś, inspirowania się drugą stroną oraz wzbogacaniem jej życia.
Podobną analizę można zrobić z innymi sferami życia.
Możliwe, że nie znajdziesz idealnych strategii alternatywnych, które pozwoliłyby natychmiast zaspokoić w pełni Twoje potrzeby, ale może okazać się, że zły scenariusz, który by się wydarzył nie będzie scenariuszem tragicznym. Dzięki temu będziesz mieć plan B, który pozwoli Ci zadbać o wiele Twoich potrzeb. No i jednocześnie daje to duże poczucie wolności i mocy, bo to Ty możesz dbać o swoje potrzeby, a nie w 100% powierzać to innym.
Po drugie – warto się przyjrzeć swoim dialogom wewnętrznym, które nas straszą, by motywować do działania.
Tutaj otwiera się przestrzeń na pracę z krytykiem wewnętrznym, który tak naprawdę jest introjekcją (przypisaniem za własne) głosów naszych opiekunów, którzy takimi słowami chcieli wywierać na nas wpływ. Na jednym z webinariów pokazywałem jak pracować z krytykiem wewnętrznym poprzez empatyczne słuchanie wywodzące się z NVC. Wtedy jesteśmy w stanie usłyszeć o jakie potrzeby nasz krytyk wewnętrzny chce zadbać mówiąc do nas w określony sposób. Następnie jesteśmy w stanie zaproponować mu, by wyrażał te potrzeby inaczej – w taki sposób, w który będzie nas to wpierać. Może to wyglądać mniej więcej tak: „Zamiast mówić mi, że jestem leniem i że przegram życie, powiedz mi, że martwisz się o moje bezpieczeństwo i chcesz zadbać o moją samorealizację, wolność i łatwość w moim życiu. Czy to dla Ciebie ok?”. Dzięki temu możemy nauczyć się mówić do siebie z troską i szacunkiem, doświadczać mniej lęku, a to uskrzydla.
Po trzecie – kiedy jesteśmy świadomi swoich potrzeb, warto przyjrzeć się jeszcze raz swoim celom i sprawdzić czy mogą one zaspokajać także inne potrzeby.
Myślenie w kategoriach „muszę zarobić więcej, żeby mieć za co żyć” będzie oparte o lęk, który będzie wypalającą się motywacją. Do tego słowo „muszę” sugeruje przymus, który uderza w naszą potrzebę autonomii i wolności, co może prowokować do buntu. W konsekwencji możemy wpaść w konflikt wewnętrzny i stworzyć samospełniającą się przepowiednię – lęk może nas powstrzymywać np. przed zaryzykowaniem zmiany pracy na lepszą lub wypalać systematyczność w rozkręcaniu biznesu, co prowadzić może do jeszcze większego lęku. Dlatego warto pomyśleć, że zarobienie większej ilości pieniędzy może zaspokoić potrzebę wzbogacania życia innych ludzi, samorealizacji. Czyli warto ćwiczyć nawyk budowania motywacji DO.
Po czwarte – to umiejętność rozróżniania tego co jest ode mnie zależne, a co nie.
Ten krok inspirowany jest filozofią stoicką i własnymi doświadczeniami na siłowni. Kiedy do intensywnego treningu siłowego pierwszy raz dołączyłem trening aerobowy to zauważyłem ciekawy sposób myślenia. Kiedy patrzyłem na timer odliczający 20 minut, było to bardzo frustrujące. Miałem wrażenie, że będzie to trwało wieczność. W pewnym momencie dotarła do mnie banalna refleksja. Myślenie o tym, jak dużo czasu mi zostało do zakończenia wysiłku w niczym mi nie pomaga ani nie przyśpiesza upływu czasu. Nie zaspokaja żadnych moich potrzeb. Powoduje za to lęk, że nie dam rady i frustrację, że moja potrzeba odpoczynku nie jest zaspokojona. Dlatego uświadomiłem sobie, że to, co mogę zrobić, to zadbać o inne moje potrzeby w tym czasie. Dlatego zacząłem w trakcie ćwiczenia medytować i ćwiczyć obserwację swojego ciała oraz tego co się dzieje wokół mnie. Frustracja zniknęła, zmniejszyła się ilość bólu i pojawiła się radość oraz spokój.
Dlatego teraz kiedy pojawiają się w mojej głowie myśli napędzające lęk to zadaję sobie pytanie: „Czy to myślenie w jakikolwiek sposób pozwoli mi zadbać o swoje potrzeby?” „Czy moje myślenie w jakikolwiek sposób może coś zmienić w danej sytuacji?”.
Jeśli odpowiedź brzmi „Nie” wtedy łatwiej mi jest odpuścić te myśli i skupić się na myśleniu, które pozwoli mi zadbać o moje potrzeby. Na przykład nad tym, by pomyśleć nad takim artykułem, który może wzbogacić Twoje życie co wzbogaca także mnie, a także może przekonać kogoś do skorzystania z moich usług, co z kolei może pomóc mi zadbać o swoją potrzebę bezpieczeństwa finansowego oraz rozwoju osobistego.
Mam nadzieję, że znalazłeś/aś wartość w tym artykule. Jeśli tak to proszę udostępnij go innym.
Mniej lęku Ci życzę i więcej radości.
Nie bardzo rozumiem sens zdania: „Czyli warto ćwiczyć nawyk budowania motywacji DO.” Co oznacza DO w tym kontekście?
Chodzi mi o to, by zamiast „Muszę”, które sugeruje, że jeśli czegoś nie zrobię to będą negatywne konsekwencje (motywacja OD), ćwiczyć „Chcę” (motywacja DO). Wiązać się to będzie z pogłębianiem świadomości i uświadamianiem sobie raz po raz, że wszystko co robię zależy ode mnie. Że nikt tak naprawdę nie może mnie zmusić do czegokolwiek – zawsze jest to moja decyzja. Jeśli ktoś przystawia mi nóż do gardła i mówi oddaj pieniądze to ode mnie zależy co zrobię. Mogę zaryzykować i powiedzieć NIE. Mogę się zacząć bronić. Mogę też oddać portfel. Zawsze jest to moja decyzja. Dzięki tej świadomości odpada jeden z konfliktów wewnętrznych – bo myślenie, że coś „muszę” uderza w potrzebę autonomii i wolności. Natomiast „chcę” wcale nie oznacza, że to zawsze wybór przyjemnej opcji. W przykładzie z portfelem oba wybory mogą być nieprzyjemne, ale zależne ode mnie.